czwartek, 28 marca, 2024

Poznań: Dlaczego miasto ma taki problem z hałasem?

Ogródki i domówki nad Wartą, lokale przy Starym Rynku, imprezy plenerowe nad Maltą, no i słynne już imprezownie na Grunwaldzie. Wszędzie tam mieszkańcy skarżą się na hałas. Czy uchwała hałasowa nie działa?

Po opisaniu przez nas problemów mieszkańców Grunwaldu, którym wśród domów mieszkalnych zafundowano głośne imprezownie: Plener Promienista i Skwer Play przy stadionie dostaliśmy wiele maili od kolejnych poznaniaków z innych dzielnic. Wszędzie problemem jest imprezowy hałas.

Z maili wynika jasno: taki hałas to nie wyjątek, ale norma w Poznaniu. I nie mówimy tu o kawiarnianym ogródku, gdzie trochę głośniej gra muzyka, a goście, wychodząc żegnają się głośno tuż pod oknami okolicznych mieszkańców. Mówimy tu o muzyce puszczanej na pełen regulator i słyszanej w odległości kilkuset metrów.

– Doskonale wiem, kiedy są większe imprezy nad Maltą, bo dokładnie je wtedy słyszę u siebie w domu – opowiada pani Mariola, która mieszka na osiedlu Tysiąclecia. – A to jest około kilometra. Sąsiedzi mieszkający bliżej mają jeszcze gorzej. Nie raz wzywaliśmy straż miejską, ale nawet jak przyjechała i szła porozmawiać z organizatorami, to na chwilę było ciszej, a potem znów wszystko wracało do normy. I przy następnej imprezie czy koncercie znów nam łomotało w okna. z naszych doświadczeń wynika, że nikt się tym nie przejmuje.

Pan Tadeusz Nowicki mieszka z kolei przy Garbarach i doskonale słyszy z jednej strony KontenerArt, a z drugiej – Stary Rynek.
– W domu, w upał, nie da się wysiedzieć w weekend wieczorem – mówi. – Dobrze chociaż, że Stary Rynek słychać słabiej, bo jest dalej. Ale nie każdy ma tak dobrze, że ma okna na dwie strony. Ci od strony Warty czasami nie mogą spać do drugiej nad ranem.

Pani Beata z kolei mieszka na Ostrowie Tumskim, a to oznacza, że doskonale słyszy każdą imprezę w KontenerArt z jednej strony, a z drugiej – zabawy w lokalach położonych na Piotrowie. Ona i sąsiedzi także nie raz już wzywali straż miejską – i również bez efektów. Kilka lat temu, gdy imprezy nad Wartą dopiero się zaczynały, a oni zaczynali swoją walkę, zaświtało im światełko nadziei: z najemcami, którzy nie przestrzegali obowiązku wyciszenia muzyki, miasto rozwiązało umowę.

– Mieliśmy nadzieję, że to już będzie stała zasada – wzdycha pani Beata. – Niestety, okazało się, że nie. Teraz są nowi najemcy, hałas jest ten sam, a miasto nic nie robi. Przy czym zaznaczę, że ja nie mam nic przeciwko muzyce i imprezom jako takim, nawet dość głośnym, sąsiedzi też nie. Rozumiemy, że w weekend wszyscy chcą się bawić. Ale tak się składa, że jestem też z zawodu muzykiem i doskonale wiem, że można tak ustawić dźwięk, by ludzie się świetnie bawili, a nie przeszkadzało to sąsiadom. Tylko do tego trzeba być zawodowcem, a sądząc po efektach zawodowców wśród organizatorów nie ma.

Pani Beata wyliczyła, że mieszka około pół kilometra od najbliższego lokalu. Jej zdaniem na tę odległość muzyka może być słyszalna, ale na pewno nie aż tak, żeby utrudniała na przykład oglądanie telewizji przy zamkniętych oknach.
– Muzyka może być, a nawet powinna, ustawiana o połowę ciszej – uważa. – To nie przeszkadza ani w tańcu, ani w słuchaniu muzyki, a ułatwia życie sąsiadom.

Na narastający problem zwracają też, i to od lat, uwagę radni ze Starego Miasta. A wiedzą, o czym mówią, bo to w końcu ta dzielnica ma najwięcej lokali. i to tych najgłośniejszych. Tylko że władze miasta ich zdania nie biorą pod uwagę.
– Na terenie Starego Miasta obecnie obserwujemy nadreprezentację funkcji rozrywkowej, która w coraz większym stopniu uniemożliwia normalne funkcjonowanie i zaspokajanie potrzeb życiowych mieszkańcom – ostrzegała już w 2019 roku radna Lidia Koralewska. – Od wielu lat wskazujemy na ten niebezpieczny proces negatywnych przemian na Starym Mieście. Niestety sytuacja pogarsza się i coraz więcej osób cierpi z powodu nadmiernego hałasu.

Co prawda ma uchwałę hałasową – ale jak widać, nie do końca spełnia ona swoją rolę. Zdaniem radnych ze Starego Miasta uchwała powinna być przede wszystkim doprecyzowana, by pozwalała na skuteczne egzekwowanie przyjętego prawa. Bo na razie, jak twierdzą służby, straż miejska i policja, przyjęte w niej kryteria nie pozwalają na korzystanie z jej zapisów ku korzyści mieszkańców.

Już dwa lata temu Rada Osiedla Stare Miasto wnioskowała, by “zapisy uchwały hałasowej określały mierzalne wartości dopuszczalnego hałasu, warunki dokonywania tych pomiarów w jasno określonych sytuacjach i kryteriach – czyli bez dopuszczenia uznaniowości i tym samym bagatelizowanie ważnego z punktu widzenia mieszkańców problemów”.

Jak dotąd do doprecyzowania uchwały jakoś nie doszło – ale warto pamiętać o tym, że i bez uchwały hałasowej służby mają narzędzie do egzekwowania zachowania porządku i nie przesadzania z hałasem. To artykuł 51 Kodeksu Wykroczeń. W § 1. czytamy, że “Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicz­nym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”.

Zauważmy: nie ma tu mowy wyłącznie o nocnym wypoczynku – każde zakłócanie spokoju i porządku publicznego, także w dzień, może być ukarane. Dodajmy, że zgodnie z policyjną definicją zakłócenie porządku publicznego to stan, który w danym miejscu, czasie i okolicznościach, zgodnie z przyjętymi zwyczajami, obowiązujący­mi przepisami, uważa się za utrudnienie lub uniemożliwienie ludziom normalnego zachowania się w miejscu dostępnym dla bliżej nieokreślonej liczby osób.

Tu już nie ma żadnej niejednoznaczności w zapisie i wątpliwości co do interpretacji. Dlaczego więc tak trudno skłonić służby do zastosowania tego paragrafu w praktyce?

Oto jest pytanie.

 

Strona głównaLifestylePoznań: Dlaczego miasto ma taki problem z hałasem?