Prokuratura podejrzewa szefa firmy Bros, Piotra M., o podżeganie do zatrucia rzeki, które miało miejsce w 2015 roku. Co to zmienia?
Informację podał “Głos Wielkopolski” i zgodnie z nią chodzi tu tylko o zmianę opisu czynu, a nie zmianę kwalifikacji prawnej czy wymiaru kary. Wcześniej zarzucano Piotrowi M. sprawstwo polecające, ale prokurator prowadząca sprawę zdecydowała, że skoro nie dało się ustalić, kto konkretnie wylał truciznę do rzeki – to nie można nikogo oskarżyć o sprawstwo polecające. Natomiast można go oskarżyć o podżeganie nieustalonych osób do składowania i wylania trucizny. I taki właśnie zarzut usłyszał teraz Piotr M.
Podejrzany jednak nie przyznał się do winy, odmówił także złożenia wyjaśnień. Śledztwo w sprawie trwa nadal, teraz prokuratura czeka na opinię biegłego w dziedzinie kanalizacji.
Dochodzenie w sprawie zatrucia Warty prowadzone jest od 5 lat i obfituje w meandry, mielizny i ślepe odnogi bardziej niż niejedna rzeka. Przypomnijmy, że do zatrucia, a właściwie katastrofy ekologicznej w Warcie doszło w październiku 2015 roku. Z rzeki wyłowiono 3 tony śniętych ryb, a zdaniem ichtiologów zginęło ich co najmniej 6 razy więcej.
Stosunkowo łatwo – w porównaniu z następnymi faktami – udało się ustalić, że toksyczna transfluryna dostała się do rzeki z kanalizacji burzowej firmy Bros. Ale kto ją tam wlał i na czyje polecenie? Oto pytania, na które od pięciu lat prokuratura nie może znaleźć odpowiedzi. I nie dlatego, że się nie stara.
Znalezienie ich utrudniały takie wydarzenia, jak wyciek informacji o aresztowaniu pracowników Bros (czterech z nich było podejrzanych o wylanie transfluryny do kanalizacji), dzięki czemu mieli czas na uzgodnienie zeznań. W 2019 roku z kolei sędzia prowadzący sprawę zadecydował o zwrocie aktu oskarżenia do prokuratury, co w praktyce oznaczało ponowne przeprowadzenie śledztwa.
Czy kiedykolwiek ktoś poniesie karę za zatrucie Warty?
el
