czwartek, 28 marca, 2024

Poznań: Inicjatywa Pracownicza kontra ZKZL

Działacze związku uważają, że w sprawie portierek i portierów, którzy pilnowali miejskich budynków i nie dostali wynagrodzeń – ZKZL nie mówi prawdy. Działacze nazwali stanowisko miejskiej spółki “manipulacją” i postanowili wydać oświadczenie w tej sprawie.

Chodzi o sprawę portierek i portierów zatrudnionych do ochrony budynków miejskich przez zewnętrzne firmy. ZKZL rozpisał przetarg, firma, która go wygrała, rozpoczęła pracę, ale po kilku miesiącach, gdy dostała wynagrodzenie od spółki, znikła, zostawiając pracowników bez wypłat.

Wszyscy pracownicy mają już wyroki sądów przyznające im słuszność – jednak nie dostali swoich pieniędzy, bo nie ma ich z czego ściągnąć, jako że firma przepadła. Inicjatywa Pracownicza uważa, że powinien je wypłacić ZKZL, bo ponosi winę za tę sytuację – gdyby rzetelniej sprawdził ewentualnego kontrahenta, a mógł to zrobić, nie byłoby problemu.

ZKZL jest innego zdania, a Łukasz Kubiak, jego rzecznik prasowy, wyjaśnił to w materiale telewizji WTK. I to właśnie inne zdanie tak oburzyło działaczy Inicjatywy Pracowniczej, że postanowili wydać w tej sprawie oświadczenie:

“W krótkiej wypowiedzi rzecznika prasowego ZKZL znalazły się liczne nieścisłości i stwierdzenia do tego stopnia nie mające oparcia w faktach, że zakrawają na świadomą i zaplanowaną akcję dezinformacyjną” – napisali działacze Inicjatywy Pracowniczej. – “Twierdzimy, że wprowadzenie opinii publicznej w błąd co do podstawy roszczeń portierek i portierów, tła całego konfliktu i roli samego ZKZL w zorganizowanym procederze systematycznego łamania praw pracowniczych, jest świadomą strategią „zarządzania kryzysem” obraną przez miejską spółkę.

Zarząd ZKZL zamiast przyznać się do popełnionego błędu i zasiąść do rozmów z pokrzywdzonymi, zdecydował się na wprowadzanie dziennikarzy i opinii publicznej w błąd, zapewne w nadziei, że odpowiednio dobrana strategia medialna w połączeniu z dość (przyznajmy) wyrafinowanym mechanizmem wyzysku sprawi, że odpowiedzialność ZKZL się rozmyje, a zainteresowanie dziennikarzy tym tematem prędzej czy później się wypali.

Nadzieja zarządu ZKZL jest zresztą w pewnym stopniu uzasadniona, ponieważ taka strategia jest skutecznie i konsekwentnie stosowana przez nich od 3 lat – tyle oszukane portierki i portierzy oczekują na wypłatę zaległego wynagrodzenia.

Przyjrzyjmy się wypowiedziom Łukasza Kubiaka:
1. „My nie jesteśmy stroną tego konfliktu” – Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych jest stroną tego konfliktu od samego początku, bo to do ZKZL zwracali się poszkodowani pracownicy z prośbą o pomoc. Pracownicy liczyli na pomoc ZKZL, ponieważ spółka ma narzędzia pozwalające odzyskać chociaż część zaległych wynagrodzeń od nieuczciwego wykonawcy. Każda z kilkunastu umów zawartych z wykonawcą przewidywała karę umową w wysokości 5.000 zł za każdy stwierdzony przypadek zatrudnienia niepracowniczego.

Pokrzywdzeni pracownicy z pomocą OZZ Inicjatywy Pracowniczej pozwali nieuczciwych podwykonawców (formalnie ich zatrudniających) i uzyskali 27 prawomocnych wyroków stwierdzających istnienie stosunku pracy. Każdy z tych wyroków jest dla ZKZL podstawą roszczenia do wykonawcy o zapłatę kary umownej (27 x 5.000 zł). Niestety, miejska spółka nie jest zainteresowana wdawaniem
się w sądowy spór z wykonawcą i woli przerzucić trud i koszty związane z dochodzeniem tych roszczeń na pokrzywdzone portierki i portierów.

Opisana wyżej postawa ZKZL utwierdziła pokrzywdzonych w tym, że wbrew deklaracjom prezesa Tomasza Lewandowskiego, spółka tak naprawdę nie jest ich sojusznikiem w tej sprawie. Dlatego pełnomocnik pokrzywdzonych 20 maja 2021 r. złożył w biurze podawczym ZKZL ostateczne przedsądowe wezwania do zapłaty należności wynikających ze szkody spowodowanej licznymi zaniechaniami ZKZL podczas wykonywania umowy z wykonawcą.

Dodatkowo, pełnomocnik pokrzywdzonych złożył w ich imieniu w Sądzie Rejonowym
– Grunwald i Jeżyce zawezwanie spółki do próby ugodowej. Sprawie została już nadana sygnatura i czekamy na wyznaczenie terminu posiedzenia sądu w tej sprawie.

Formatowanie przez rzecznika ZKZL tego konfliktu w ten sposób, że przeciwnikiem
portierek nie jest miejska spółka, tylko firma-słup, która nie prowadziła nigdy żadnej działalności gospodarczej, a jej prezesem jest najprawdopodobniej bezdomny z Kijowa, którego dowód osobisty był wykorzystany do zakładania również licznych innych firm – wydmuszek, jest oczywiście bardzo wygodne. Co nie zmienia faktu, że ZKZL formalnie JEST stroną tego sporu.

2. „Tą stroną konfliktu są poszkodowani portierzy oraz nierzetelny wykonawca, który nie dopełnił warunków umowy, no i przede wszystkim nie wypłacił zaległych pieniędzy”. Rzecznik prasowy ZKZL nie rozumie, lub też nie chce zrozumieć, że przedmiotem sporu nie są głównie (a nawet nie przede wszystkim) niewypłacone wynagrodzenia, choć o nich najczęściej wspominano. Zresztą jeszcze zanim nie wypłacono pensji za październik i listopad 2018 r., pismem z dnia 14 września 2018 r. adresowanym do ZKZL, Inicjatywa Pracownicza wskazała szereg nieprawidłowości w tym: nieprzestrzegania przepisów o minimalnym
wynagrodzeniu, zatrudnianiu na umowy cywilnoprawne, naruszaniu norm czasu pracy, o opóźnieniach w wypłacie wynagrodzeń itd.

Przedmiotem sporu jest przede wszystkim fakt niezatrudnienia pracowników na podstawie umów o pracę. Umożliwiło to nieuczciwemu wykonawcy oszukiwanie pracowników poprzez niewypłacanie dodatków za pracę nocną i w nadgodzinach, ekwiwalentu za niewykorzystany urlop i znacznie niższych stawek godzinowych. Wykonawca składał również fałszywe deklaracje do ZUS co do podstawy
wymiaru składek. Niewypłacanie wynagrodzenia za dwa ostatnie miesiące, o którym mówi rzecznik ZKZL, jest tylko jednym z wątków w tej sprawie. Prawdziwym problemem było systematyczne oszukiwanie pracowników i łamanie praw pracowniczych przez kilkanaście miesięcy współpracy pomiędzy wykonawcą a ZKZL – co było możliwe jedynie dlatego, że ZKZL (wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi) nie sprawdził wiarygodności wykonawcy, ani tego czy zatrudnia on na podstawie umów o pracę.

3. „My od razu ze swojej strony jak tylko dowiedzieliśmy się o tych nieprawidłowościach, które są w umowie a jednocześnie niedotrzymanie warunków przetargowych, no to automatycznie zerwaliśmy z tym pracodawcą umowę”
Po pierwsze, nie od razu, ale po dwóch miesiącach. Po drugie, problem polega jednak na tym, że pierwszą umowę z wykonawcą ZKZL podpisał 22 czerwca 2017 r. W umowie znajdował się zapis, zgodnie z którym wykonawca PRZED przystąpieniem do wykonywania usługi przedstawi oświadczenie o zatrudnieniu wszystkich pracowników na podstawie umowy o pracę.

Pomimo nieprzedstawienia tego oświadczenia ZKZL rozpoczął współpracę z
wykonawcą i dopiero po interwencji związków zawodowych pod koniec października 2018 r. zwrócił się do wykonawcy o przedstawienie takiego oświadczenia. ZKZL nie interesował się tym, na jakiej podstawie i na jakich warunkach są zatrudnieni pracownicy i pracownice przez 1,5 roku. Innymi słowy, przez cały ten okres byli oni/one systematycznie oszukiwani każdego miesiąca, ponieważ ZKZL nie sprawdzał czy wykonawca i podwykonawcy przestrzegają warunków przetargu.

Na marginesie dodajmy, że ZKZL nie dowiedział się o łamaniu umowy w wyniku
przeprowadzonej przez siebie kontroli, ale dzięki informacjom przekazanym przez samych pracowników i związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza.

4. „My w przetargach stosujemy klauzule społeczne. Pierwsza ta klauzula mówi,
że ci pracownicy muszą być zatrudnieni na umowę o pracę, a druga to jest
klauzula mówiąca o tym, że firma dostanie więcej punktów w przetargu i ma
większe szanse na wygranie jeżeli zaproponuje wyższą stawkę godzinową dla
pracowników. Więc trudno tutaj mówić, że ZKZL chce wyzysku pracowników”

Panie rzeczniku, jeszcze raz: problemem w tej sprawie nie jest to, czy umowy z wykonawcą zawierały klauzule społeczne czy nie. Przewina ZKZL polega na tym, że przez okres 1,5 roku nikt z miejskiej spółki nie pofatygował się sprawdzić, czy niskie ceny oferowane przez wykonawcę nie wynikają być może z tego, że pracownicy byli zatrudniani na „śmieciówkach”. Prosty rachunek wskazywał, że zachowanie klauzul społecznościowych będzie fikcją, bowiem zleceniobiorca musiałby przez kilkanaście miesięcy ponosić ustawiczne i znaczne straty. Brak kontroli ostatecznie przynosiło korzyść ZKZL i wykonawcy.

5. „Trudno powiedzieć, co zarzuca nam Inicjatywa Pracownicza, że braliśmy
firmy po nierynkowych cenach”

To akurat bardzo łatwo obliczyć. Przy zaoferowanej cenie, na każdej z sześciu chronionych nieruchomości wykonawca traciłby kilkanaście tysięcy złotych rocznie (jeżeli faktycznie zatrudniałby na podstawie umów o pracę). Przy czym mówimy tylko o kosztach osobowych, a gdzie koszt umundurowania i grupy interwencyjnej, które również miał zapewnić wykonawca? Gdzie koszty ogólne, jak np. księgowe, administracyjne itd.? I wreszcie gdzie zysk wykonawcy? A gdzie zysk podwykonawcy? W ZKZL ktoś bardzo uwierzył w to, że jakieś zapyziałe firmy z minimalnym kapitałem zakładowym, z siedzibami w „biurach wirtualnych” i z prezesami których nigdy nikt na oczy nie widział, mogły sobie pozwolić na
stosowanie przez kilkanaście miesięcy cen dumpingowych.

Jakość debaty publicznej i elementarna przyzwoitość nakładają na nas wszystkich obowiązek natychmiastowego prostowania wypowiedzi tak bardzo odbiegających od prawdy jak ta rzecznika prasowego ZKZL. Sprawa dotyczy nie tylko samych pokrzywdzonych, ale również jakość instytucji publicznych i transparentności mechanizmów gospodarowania publicznymi pieniędzmi. Opinia publiczna zasługuje, aby poznać wszystkie okoliczności tej sprawy, a nie
tylko na porcję dezinformacji zaserwowanych nam przez Łukasza Kubiaka”.

Strona głównaPoznańPoznań: Inicjatywa Pracownicza kontra ZKZL