piątek, 19 kwietnia, 2024

Tradycje wigilijne

Siadanie do stołu, gdy zaświeci pierwsza gwiazdka, dzielenie się opłatkiem i śpiewanie kolęd – te tradycje wigilijne znamy wszyscy i w większości ich przestrzegamy. Ale nasi przodkowie znali ich znacznie więcej.

Dawne tradycje nie ograniczały się do wieczerzy wigilijnej, ale obejmowały cały dzień. Otóż żeby w przyszłym roku mieć dużo energii i dobre samopoczucie, w wigilię należało wstać wcześnie rano i umyć w rzece albo w strumieniu. W warunkach miejskich zapewne można uznać tradycję za wypełnioną po zimnym prysznicu…

Na śniadanie należało zjeść kromkę chleba umaczaną w miodzie i… odrobinie wódki. Miało to zapewnić obfitość jedzenia i picia przez cały rok. Tego dnia nie wolno było niczego pożyczać, bo groziło to utratą majątku w ciągu najbliższego roku. Ale warto było się wybrać do sąsiada i cichcem mu podprowadzić jakiś niezbyt kosztowny przedmiot, bo to zapewniało korzyści z handlu.

Choinkę należało ubrać zaraz po śniadaniu, ale lampek nie wolno było zapalać przed czwartą po południu, żeby złego nie kusić przedwczesnym świętowaniem. I koniecznie trzeba było powiesić jemiołę zaraz za wejściem do domu, by chroniła przed pożarem i uderzeniem pioruna.

Następną rzeczą było nakrycie stołu – oczywiście pod obrusem musiało się znaleźć rozłożone sianko, na pamiątkę żłobu, w którym był położony mały Jezus po urodzeniu. Na środku stołu powinna stać świeca i palić się przez całą wieczerzę wigilijną, dopóki domownicy nie wstaną od stołu. Nie wolno jej było gasić za wcześnie, bo to oznaczało, że ktoś w rodzinie w tym roku umrze.

Oczywiście wszyscy wiedzą, że na stole powinno być nakrycie dla niespodziewanego gościa. Kiedyś powszechnie wierzono, że noc wigilijna jest jedną z tych nocy, gdy dusze zmarłych mogą wracać na ziemię, odwiedzić swoich bliskich. Dlatego na wszelki wypadek trzeba było dmuchnąc na krzesło, zanim się na nim usiadło, żeby nie usiąść na odpoczywającej tam duszy. Nie wolno też było pluć, śmiecić, rąbać drewna i szyć tego dnia, bo wszystko to mogło obrazić dusze przodków. Natomiast pod każdy talerz należało położyć moenetę na szczęście, by nikomu nie brakowało gotówki.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, ile powinno być potrwa wigilijnych – to nasi przodkowie takowych nie mieli. Potraw powinno być 12. Zanim jednak domownicy mogli się nimi rozkoszować, trzeba było podzielić się opłatkiem. Dzielił go zawsze najstarszy mężczyzna w rodzinie i wierzono, że temu, kto się przełamie opłatkiem, nie zabraknie chleba przez cały rok. Co ciekawe, w wielu regionach Polski do wigilijnego stołu mogli podawać wyłącznie mężczyźni, ale tylko ci, którzy nie ukończyli 20. roku życia.

Jeśli chodzi o wigilijne dania, to do naszych czasów przetrwały one praktycznie bez zmian – inna rzecz, że tu każdy region Polski ma swoje tradycje. Wśród zup do wyboru jest migdałowa, grzybowa, rybna i barszcz z uszkami. Wśród pozostałych dań musiały być dania z ryb, kapusta z grzybami albo pierogi z takim nadzieniem, a na kresach wschodnich – kutia, danie przyrządzone z maku, miodu, gotowanej pszenicy i mnóstwa bakalii. Do picia powinien być kompot z suszonych owoców.

Wieczerzę powinno się jeść jedną łyżką i przez całą kolację nie wypuszczać jej z ręki, co miało zapewnić dostatek pożywienia przez następny rok. Gdyby łyżka upadła – jej właściciela czekała śmierć w nadchodzącym roku.

Początek wieczerzy wyznaczała pierwsza gwiazdka, której tradycyjnie powinny wypatrywać dzieci. Gdy niebo było zachmurzone, czas wieczerzy wyznaczano w przybliżeniu, ale nikogo to nie martwiło, bo pochmurna noc wróżyła dobre plony w nadchodzących roku. Jeszcze lepiej, żeby noc była mglista – wtedy znaczyło to, że krowy będą dawać dużo mleka.

Po kolacji można już było zabrać się za rozdawanie prezentów. Wydaje się, że ten zwyczaj był od zawsze, ale tak naprawdę pojawił się dopiero w XIX wieku. Wcześniej jedynie władcy obdarowywali z okazji Bożego Narodzenia swoich dworzan.

Prezenty powinien rozdawać najmłodszy członek rodziny, a po otwarciu ich i nacieszeniu się nimi nadchodził czas wigilijnych wróżb. Przede wszystkim należało wyciągnąć jedno źdźbło siana spod wigilijnego obrusa, które przepowiadało, co spotka nas w nadchodzącym roku. Zielone oznaczało dużo szczęścia i zmiany na lepsze, żółte – stan bez zmian. Najwięcej szczęścia wróżyło źdźbło z kłosem. Złamane oznaczało kłopoty finansowe lub utratę pracy, a pogięte lub koślawe – kłopoty ze zdrowiem. Im dłuższe źdźbło – tym lepiej.

Starzy ludzie powiadali też, że ci, którzy dotrwają do północy nocy wigilijnej, mogą zobaczyć cuda na własne oczy: jak woda w studni zmienia się w wino, a zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Niektóre pewnie nie miałyby wiele dobrego do powiedzenia o swoich gospodarzach, stąd zapewne na Podkarpaciu w wigilię do izby wprowadzano… konia. Zwierzę dostawało owies, potem oprowadzano go na szczęście trzy razy wokół izby zgodnie z ruchem wskazówek zegara. To miało zapewnić szczęście na cały następny rok.

Warto było także schować do portfela łuskę wigilijnego karpia. Miało to zapewnić dopływ gotówki przez cały rok.

el

Strona głównaLifestyleTradycje wigilijne