czwartek, 28 marca, 2024

Takiego Lecha chcemy oglądać! Pewne zwycięstwo z Wisłą Płock

Lech Poznań po bardzo dobrej grze pokonał na własnym stadionie Wisłę Płock 4:0 po bramkach Darko Jevticia z rzutu karnego,  dwóch golach Christiana Gytkjaera oraz jednej Kamila Jóźwiaka.

Atmosfera wokół poznańskiego Lecha w ostatnich tygodniach uległa znacznej poprawie. Z drużyny odeszło wielu piłkarzy, którzy kojarzeni byli głównie z porażek, między innymi: Łukasz Trałka, Nikola Vujadinovic, Rafał Janicki, Mihai Radut czy Vernon De Marco. Wielu transferów do klubu nie zrobiono, ale wykonano plan minimum – ściągnięto dwóch środkowych obrońców, Djordje Crnomarkovicia oraz Lubomira Satkę, a lukę po Trałce wypełnił Chorwat Karlo Muhar. O ile defensywa znacznie się różni w porównaniu z tym, co obserwowaliśmy na boiskach Ekstraklasy w minionym sezonie, tak w ofensywie wielu zmian nie widzimy. Z wypożyczenia wrócił Paweł Tomczyk, przedłużono także czasowy transfer z Timurem Zhamaletdinovem, po kontuzji wraca również Christian Gytkjaer. Tutaj też pojawia się najwięcej wątpliwości co do siły poznańskiej drużyny, która rok temu potrafiła zdobyć tylko 49 goli, co jak na zespół aspirujący do mistrzowskiego tytułu, było bardzo kiepskim rezultatem.

Trudno oczekiwać, by nas czymś zaskoczyli. Grają zwykle systemem 4-4-2, musimy uważać na groźnego z przodu Oskara Zawadę, nie wiem natomiast czy wystąpi Ricardinho. Wisła jest groźna w kontrataku i przy stałych fragmentach gry. Zakładam, że przyjdzie nam grać atakiem pozycyjnym, ale jesteśmy przygotowani na różne warianty. Mam nadzieję, że Wisła spróbuje z nami pograć w piłkę – mówił jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego Jarosława Przybyła trener Lecha , Dariusz Żuraw.

Jest wiele prawdy w ostatnich słowach szkoleniowca Lecha, bo drużyny Leszka Ojrzyńskiego starają się zabić mecz – tj. nie pozwalać rywalom na wymianę podań, szybką grę, bo szukają faulu lub wybicia piłki, grają mocno defensywnie i swoich sił szukają tylko z kontrataku. Jest w tym też trochę logiki. Mało komu – przynajmniej jeszcze dwa lata temu – udawało się na stadionie przy Bułgarskiej zdominować “Kolejorza” grając w piłkę, czyli szybko i ofensywnie. Zazwyczaj zespoły, które decydowały się na taką grę kończyły mecz ze stratą przynajmniej dwóch albo i więcej goli. Jak było tym razem?

Napięcie pomiędzy zawodnikami Lecha i Wisły można było wyczuć od samego początku. Niech o tym świadczą trzy żółte kartki – dwie dla gości i jedna dla gospodarzy w pierwszych sześciu minutach gry. Dość dziwnie zachował się Djordje Crnomarkovic, który na pociąganie za koszulkę przez rywala zareagował ostrym odepchnięciem i przy mniej pobłażliwym arbitrze, mógł ten mecz się dla niego skończyć już zanim się rozpoczął. Kilka chwil później genialnie zachował się napastnik “Kolejorza”, Paweł Tomczyk, który doskonale wykorzystał swoje przyspieszenie i wyskoczył do piłki zagranej przez Darko Jevticia, “dziubnął” ją tuż przed Bartłomiejem Żynelem, a bramkarz gości nie zdążył schować swoich rąk i faulował poznańskiego zawodnika. Jedenastkę na gola zamienił ten, który podawał do młodego snajpera Lecha, czyli kapitan Darko Jevtic. Bardzo szybko swoją zmianę musiał wykorzystał trener Dariusz Żuraw, bo po jednym z kontaktów z piłką kontuzji nabawił się Tymoteusz Klupś, którego zmienił inny z Tymoteuszów – Puchacz.

Sędziujący dzisiejsze spotkanie, arbiter Jarosław Przybył nie pozwalał na ostrzejszą grę żadnej ze stron, a za każde bardziej zdecydowane wejście karał piłkarza bez wahania żółtym kartonikiem. Po szybkich dwudziestu minutach, lechici zwolnili nieco grę i pozwolili gościom na rozgrywanie piłki. Zakończyło się to kilkoma dośrodkowaniami i jednym, niegroźnym strzałem wprowadzonego jeszcze przed przerwą Olafa Nowaka. Doskonałą asystę mógł zaliczył Wołodymyr Kostewycz, który idealnie podawał do Darko Jevticia, ale ten w doskonałej sytuacji uderzył piłkę głową prosto w poprzeczkę. Przyjemnie oglądało się na grę Ukraińca przez pierwsze czterdzieści pięć minut, a zwieńczeniem był jego sprint do piłki zmierzającej na rzut rożny, którą ostatecznie udało mu się wślizgiem wybić na rzut rożny. Atmosfera przy Bułgarskiej na trybunach była bardzo gorąca, dawno już nie było słychać tak głośnego dopingu na meczach poznańskiego Lecha.

Druga połowa nieco się wyrównała, momentami przeważała nawet Wisła Płock, to jednak lechici wyprowadzili dwa groźne kontrataki – najpierw pobiegł przez całe boisko Puchacz i jego strzał został zablokowany przez defensorów, a później z lewej strony Jóźwiak wykorzystał błąd Jakuba Rzeźniczaka, lecz także nie potrafił dobrze uderzyć na bramkę Żynela. Bardzo groźnie zrobiło się w okolicach 58. minuty, kiedy strzału z dystansu próbował Dominik Furman, bo piłka uderzyła w poprzeczkę, a głową z najbliższej odległości po dobitce nie trafił Olaf Nowak. Kilka minut później świetnie akcję z prawej strony rozegrali Gumny z Puchaczem na jeden kontakt i zabrakło niewiele, by ten pierwszy podkręconym strzałem zmieścił piłkę przy słupku bramki gości. Poznaniacy dążyli do zdobycia kolejnego gola i doskonałą okazję w 68. minucie zmarnował wprowadzony po przerwie Christian Gytkjaer, kiedy to po świetnym biegu Roberta Gumnego i idealnym dograniu w pole karne, Duńczyk minimalnie na wślizgu przestrzelił. Co się nie udało napastnikowi Lecha w tej akcji, udało się chwilę później po doskonałej akcji poznańskiej drużyny. Szybko, na jeden kontakt i idealne wykończenie Christiana Gytkjaera. Zdecydowanie takiego Lecha chcemy w tym sezonie oglądać!

Goście po stracie drugiego gola momentalnie zaczęli grać do przodu i próbowali złapać kontakt. Ładną piłkę do Tomasika zagrał Furman, ale były obrońca “Kolejorza” przegrał walkę sam na sam z Mickeyem van der Hartem. Drugą żółta kartkę, a w konsekwencji czerwoną otrzymał nie kto inny, a Djordje Crnomarkovic za faul taktyczny na pomocniku Wisły Płock, Dominiku Furmanie. Kilka chwil później ładnie z dystansu uderzał Tymoteusz Puchacz, ale tym razem dobrze interweniował Bartłomiej Żynel. Gra w dziesięciu nie przeszkodziło “Kolejorzowi” na podwyższenie wyniku na 3:0. Lewą stroną rywala ograł Kamil Jóźwiak i z dość ostrego kąta potężnie huknął i strzelił swojego pierwszego gola w tym sezonie. “Kolejorz” nie zwalniał tempa i w doliczonym czasie gry strzelił jeszcze jedną bramkę. Ładną piłkę w stronę Christiana Gytkjaera zagrał Pedro Tiba, a snajper Lecha nie miał problemów ze skierowaniem jej obok interweniującego golkipera gości.

Lech Poznań: Van Der Hart – Gumny, Rogne, Crnomarkovic, Kostewycz – Muhar, Tiba – Klupś, Jevtic, Jóźwiak – Tomczyk.

Wisła Płock: Żynel – Rzeźniczak, Marcjanik, Uryga, Tomasik – Sielewski, Rasak, Furman, Milasius, Szwoch – Zawada.

fot. Wojtek Lesiewicz

 

Strona głównaSportTakiego Lecha chcemy oglądać! Pewne zwycięstwo z Wisłą Płock