19 kwietnia prezydent Jacek Jaśkowiak napisał na swoim profilu społecznościowym: “Zależy nam na tym, by na części nowej nawierzchni Starego Rynku już w weekend majowy restauratorzy mogli ustawić stoliki”. Sprawdziliśmy, czy to się udało.
Od tej deklaracji minęło 11 dni i wybraliśmy się na Stary Rynek z samego rana w nadziei, że tak wcześnie jeszcze nie będzie tych tłumów turystów, którzy przyjeżdżają do Poznania mimo remontów i uda nam się zobaczyć ostatnie przygotowania do otwarcia ogródków.
Niestety, nic z tych czynności na Starym Rynku nie da się zobaczyć, choć ogródki owszem, są. Jakieś sześć sztuk. Dwa mają to szczęście, że są ustawione na nowym, równym chodniku, pozostałe albo stoją na ubitej ziemi – albo na podbudowie przygotowanej pod kładzenie chodnika.
Spora część nawierzchni jest pokryta sztuczną zieloną trawą, zapewne żeby się mniej kurzyło. Taka sam trawa przykrywa też niektóre mostki techniczne, pozwalające dostać się do lokalu mimo głębokich wykopów wzdłuż fundamentów budynków.
Niestety, restauratorzy nie są w stanie nic zrobić z widokiem, jaki rozciąga się z ich ogródków: gdyby ktoś chciał zjeść obiad z widokiem na Armageddon, to nie znajdzie bardziej odpowiedniego miejsca niż poznański Stary Rynek: zwoje poskręcanych kabli i stosy rur wszelkiego rodzaju, albo kilkumetrowej głębokości wykopy, a koneserzy mogą liczyć na widok sporej góry cegieł, zrzuconych bezładnie na stertę. Z całą pewnością ci, którzy się wybiorą do ogródka na Starym Rynku, mogą liczyć na wyjątkowe i ekstremalne wrażenia.
