Obecni dziś na Strajku Kobiet głównie trzymali kciuki za demonstrację w Warszawie. Ale dostało się też prezydentowi Dudzie za jego projekt ustawy, który miał być kompromisem. Według strajkujących to nie jest żaden kompromis.
Mimo deszczu i chłodu na plac Wolności znów przyszło kilka tysięcy osób. Zajmowali cały plac i tradycyjnie przyległe ulice. Organizatorki przywitały ich przypominając, że to już ósmy dzień protestu – i że po tygodni ciszy wreszcie głos zabrał prezydent Andrzej Duda.
– Zapewne słyszeliście, że dzisiaj wreszcie obudził się nasz prezydent i przemówił. Brawo, Andrzeju! Gdzie byłeś wcześniej?! – krzyczały.
Protestujący nie zgadzają się jednak na projekt zaproponowanym przez prezydenta. Dlaczego? Bo ich zdaniem i wbrew opinii prezydenta nie jest to żaden kompromis.
– Jak wszyscy wiemy, kompromis to rozwiązanie wypracowane przez dwie strony – mówiły organizatorki, a obecni okrzykami wyrażali aprobatę. – Nas nikt nigdy nie pytał o zdanie!
Dziewczyny podkreśliły też, że w działaniach rządu nie tylko nie ma mowy o kompromisie, ale też po raz kolejny zawłaszcza się prawa kobiet, zastrasza prokuraturą, zaognia się podziały społeczne, a w końcu – oskarża kobiety o szerzenie epidemii.
– To rząd jest temu winien! – krzyczały organizatorki, a tłum wtórował im tym najbardziej popularnym okrzykiem protestu, czyli “j… ać PiS”.
Dzisiejsze spotkanie było solidaryzowaniem się z Warszawą, gdzie tysiące kobiet i mężczyzn maszeruje w deszczu.
– Nie powstrzymał ich ani Kaczyński, ani groźby, idą, są solidarni i my też musimy być solidarni – mówiły dziewczyny ze Strajku Kobiet. – Będziemy krzyczeć, będziemy się spotykać, dopóki nasze prawa nie będą respektowane. Te prawa podstawowe, fundamentalne, które są respektowane w każdym innym demokratycznym kraju – tylko nie u nas.
el