Prezydent Jacek Jaśkowiak poinformował w poniedziałek podczas swojej konferencji prasowej, że miejskie rynki mają zostać zamknięte – to decyzja Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Tymczasem na rynkach handel trwa w najlepsze.
Prezydent podkreślił, że sam był przeciwny tej decyzji, wspólnie z wojewodą Łukaszem Mikołajczykiem próbowali przekonać Andrzeja Trybusza, dyrektora WSSE, by nie wydawała takiej decyzji. Zdaniem prezydenta handle na świeżym powietrzu jest nawet bezpieczniejszy niż w hali marketu czy osiedlowym sklepie, jeśli handlowcy przestrzegają zasad bezpieczeństwa. A jak sprawdził osobiście na rynku na placu Bernardyńskim – kupcy zasad przestrzegają.
Mimo to WSSE w poniedziałek wydała decyzję o nakazie zamknięcia poznańskich targowisk, jak informowaliśmy. Zakaz dotyczy straganów, kramów i wszystkich punktów otwartych, nie dotyczy natomiast budynków stałych, zamkniętych, ale znajdujących się na targowiskach.
– Mamy nakaz natychmiastowego zamknięcia rynków i proszę o podporządkowanie – powiedział wczoraj prezydent. – Nawet jeśli ja się z nimi nie zgadzam, to i tak będę się stosował.
Tymczasem dziś rano, choć handlujących jest mniej – to jednak są. Twierdzą, że oficjalnej decyzji nikt im jeszcze nie podał, chociaż podobno ktoś z Targowisk ma przyjść. Mają żal do sanepidu, że nie dał im choćby jednego – dwóch dni na sprzedaż towaru, który przecież nie może leżeć. Mają żal też do prezydenta, że ich nie obronił. Ale nie chcą rozmawiać z mediami.
– Jak to wariactwo się skończy, chcę tu jeszcze wrócić i handlować bez ciągłych kontroli na karku, to co się będę wychylał – mówi jeden z handlarzy. – Zresztą co mam powiedzieć? Że polityka na rynku jest? No bo nikt mi nie wmówi, że chodzi o bezpieczeństwo, przecież tu bezpieczniej niż w sklepie, bo na powietrzu. We wszystkich wytycznych o zapobieganiu zakażeniem o tym piszą,
Zakaz handlu obowiązuje do odwołania w Poznaniu i powiecie poznańskim. W innych wielkopolskich miastach zakazu jak dotąd nie wprowadzono.
Lilia Łada
