Sprawdzanie zgód TCF
piątek, 26 kwietnia, 2024

Poznań: Nasze zoo ratuje nie tylko tygrysy. Oto historia Kizi i Leosia

Burza, która rozpętała się wokół tygrysów uratowanych przez poznaniaków w Koroszczynie jest chyba dobrą okazją do tego, by przypomnieć, że to nie jedynie zwierzaki uratowane przez nasze zoo. Zaczęło się od Borysa, Miszy i Wani, a później były Kizia i Leoś.

Borys, Misza i Wania to trzy niedźwiedzie, które uratowano z cyrku. Mieszkały w ciasnych klatkach, były bite i głodzone. Przyjechały do Poznania w 2013 roku, gdy stały się zbyt schorowane, by występować i cyrki zdecydowały się ich pozbyć. Już rok później trzeba było uśpić Wanię z powodu choroby stawów, która sprawiła, że niedźwiedź już nie mógł się poruszać z powodu ogromnego bólu. Później odszedł Misza z powodu kłopotów z sercem i z pierwszej trójki został już tylko Borys.

Ale nie był długo jedynym uratowanym zwierzęciem. Wkrótce przybył niedźwiedź Baloo, kolejne niedźwiedzie Ewka, Gienia, Pietka, Wojtusia i malutka niedźwiedzica Cisna, porzucona przez matkę w Bieszczadach. Do dziś, choć już mocno wyrosła, jest ulubienicą odwiedzających.

Później do uratowanych doszły dwa lwy.
– 3 lata temu zwróciła się do nas policja ze Śląska, bo słyszeli, że pomagamy, czy przyjmiemy w zabezpieczenie jednego małego lwa, którego ktoś prawdopodobnie nielegalnie utrzymuje w domu – wspomina Małgorzata Chodyła, rzeczniczka prasowa zoo. – Przyjmiemy, pomożemy. Ale okazało się, ze lwy są dwa… Zapewniliśmy im tymczasowe schronienie, wybudowaliśmy szybko tymczasowy wybieg rehabilitacyjny, ale lwy szybko rosną i dorośleją – zwróciliśmy się o pomoc do poznaniaków z prośbą o głosy w Poznańskim Budżecie Obywatelskim – nie zawiedli! Projekt “Azyl dla ocalonych” zwyciężył, dzięki czemu otrzymaliśmy środki na zbudowanie dla dorosłych już lwów Kizi i Leosia duży wybieg (5 tys m2) i piękne ciepłe kotniki.

Nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób małe lwiątka trafiły do Polski. Na pewno zostały przemycone, a malutkie kocięta zbyt wcześnie oderwano od matek. Gdy trafiły do zoo dzięki policji i fundacji Viva! miały zmiany w kośćcu, zaburzenia neurologiczne i deficyt potrzebnych do rozwoju składników diety. Wychowywane od maleńkości w domach, wśród ludzi, utraciły swoją biologiczną tożsamość. W dodatku badania genetyczne pokazały, że Leoś to hybryda, posiada geny tygrysie – dla takich kotów stworzonych przez człowieka nie ma miejsca na Ziemi.

Teraz ze skrzywdzonych lwiątek wyrosła piękna, królewska para, która świetnie czuje się w swoim poznańskim domu. I można się tylko cieszyć, że nasze zoo działa z całej mocy przeciwko nielegalnemu handlowi, cierpieniu zwierząt dzikich i egzotycznych i unicestwianiu gatunków zagrożonych wyginięciem. A jeszcze bardziej cieszy fakt, że poznaniacy wspierają to z całego serca.

Zoo , el

Strona głównaPoznańPoznań: Nasze zoo ratuje nie tylko tygrysy. Oto historia Kizi i Leosia