Kibice liczyli, że po dwóch porażkach, lechici wygrają z Górnikiem Zabrze. “Kolejorz” tylko zremisował i to dość szczęśliwie, ponieważ gości zmarnowali doskonałą okazję na wygranie w doliczonym czasie gry.
Po odpadnięciu z europejskich pucharów, kibice liczyli, że Lech w lidze będzie szedł od zwycięstwa do zwycięstwa. Pierwszy cios przyszedł dwa tygodnie temu – faworyzowani poznaniacy przegrali ze Śląskiem Wrocław. Starcie z Górnikiem Zabrze było ostatnią szansą na przełamanie złej passy przed przerwą reprezentacyjną.
Całkowita dominacja i kolejne akcje ofensywne. Tak teoretycznie wyglądał Lech od początku. Dlaczego teoretycznie? Poznaniacy przez cały mecz mieli ogromną przewagę w posiadaniu piłki, ale… sprowadzało się to głównie do wymiany podań między swoimi obrońcami w okolicach środka boiska. Kolejne akcje ofensywne to były natomiast kolejne dośrodkowanie w pole karne Górnika, z których najczęściej nie wynikało kompletnie nic.
A Górnik? Zrobił to, co większość drużyn grających z “Kolejorzem”. Ustawili się w okolicach własnego polar karnego i szukali swojego szczęścia w kontratakach. I po pierwszej połowie to goście prowadzili. W 44′ minucie Sousa sfaulował Yokotę w polu karnym. Do “jedenastki” podszedł sam poszkodowany i zdobył pierwszą bramkę.
Lechici nieco lepiej wyglądali w drugiej części gry – bardzo dobrą zmianę dał Hotić – i w 70′ minucie doprowadzili do wyrównania. Doskonałe dośrodkowanie Hoticia na bramkę zamienił Czerwiński.
Piłkarze Johna van den Broma próbowali jeszcze zdobyć drugą bramkę, ale najlepszą okazję mieli goście. Po stracie lechitów i szybkim kontrataku, minutę przed końcem doliczonego czasu gry, doskonała szansę miał Krawczyk, który wyszedł “sam na sam” z Mrozkiem. W ostatniej chwili jego uderzenie udało się zablokować powracającemu do obrony Hoticiowi.