Poznańska policja potwierdziła poranne doniesienia o przyczynach tragedii na ulicy Święty Marcin, która miała miejsce 16 lipca. Strzelec nie mógł przeżyć odrzucenia przez dziewczynę i zastrzelił jej narzeczonego, a później strzelił sobie w głowę.
Przypomnijmy: 16 lipca około godziny 17.00 na ulicy Święty Marcin, na wysokości wylotu Gwarnej, doszło do strzelaniny – mężczyzna oddał dwa strzały do innego mężczyzny, idącego z narzeczoną, a później strzelił sobie w głowę.
Jak ustaliła policja – strzelający był byłym chłopakiem dziewczyny, który nie mógł się pogodzić z odrzuceniem. Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy wielkopolskiej policji, powiedział Radiu Poznań, że mężczyzna najpierw strzelił raz do narzeczonego, a gdy ten upadł – strzelił drugi raz. Później strzelił sobie w głowę. Tak zeznają wszyscy świadkowie, także dziewczyna zastrzelonego, która również już została przesłuchana. Nie ulega wątpliwości, że nie były to żadne kryminalne ani gangsterskie porachunki, tylko sprawa o charakterze osobistym.
Policjanci ustalili także, że mężczyzna był pracownikiem Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego – potwierdził to rzecznik wojewody, ale nie komentował sprawy, mówiąc jedynie, że wszyscy w urzędzie są wstrząśnięci tą tragedią. Strzelał z pistoletu typu glock, który posiadał legalnie – miał pozwolenie na broń od 2018 roku. Wyśledził parę dzięki mediom społecznościowym, bo oboje relacjonowali w nich swoją wycieczkę po Poznaniu.