To aktywiści i obrońcy osób LGBT, zatrzymani podczas wczorajszej demonstracji na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Obecni na miejscu posłowie opozycji mówią o brutalności policji – policja twierdzi, że ich działania są adekwatne do zachowań protestujących.
Aktywiści protestowali przeciwko decyzji sądu o dwóch miesiącach aresztu dla Margot z kolektywu Stop Bzdurom. Margot wspólnie z innymi osobami jest podejrzana o uszkodzenie plakatów na antyaborcyjnej furgonetce fundacji Pro – Prawo do Życia i samej furgonetki. Zdarzenie to miało miejsce 27 czerwca, a fundacja wyceniła straty na około 6 tys. zł.
Zdaniem aktywistów decyzja sądu o areszcie jest niewspółmierna do podejrzeń. Jak informuje Onet.pl aktywiści próbowali zatrzymać policje i nie dopuścić do aresztowania Margot. Doszło do przepychanek i zatrzymań aktywistów przez policję. Byli przewożeni na różne komisariaty, a policja długi czas nie udzielała informacji, ile osób zostało zatrzymanych – także szukającym ich krewnym. Liczyli ich na bieżąco posłowie z opozycji. Rano okazało się, że zatrzymano 48 osób.
Aktywiści i posłanki opozycji: Magdalena Biejat, Beata Maciejewska i Urszula Zielińska oskarżają policję o zbytnią brutalność, twierdzą też, że zatrzymanym nie pozwolono na wezwanie adwokatów, a rodzinom i przyjaciołom nie udzielano informacji, gdzie są. Policja natomiast twierdzi, że jej działania były adekwatne do zachowania osób zatrzymanych.
Funkcjonariusze byli też oskarżani o zatrzymania za poglądy – wystarczyło mieć tęczową flagę lub jakiś tęczowy element stroju. Jednak nadkomisarz Sylwester Matczak w TVN24 stanowczo temu zaprzeczył mówiąc, że funkcjonariuszy obchodziło wyłącznie to, czy jest naruszane prawo czy też nie – a nie poglądy demonstrantów. Manifestanci, jak powiedział, zachowywali się prowokacyjnie. Dowodem na to było samo zatrzymanie Margot i umieszczenie jej w radiowozie. Demonstranci zaatakowali wówczas radiowóz skacząc po nim.
Nadkomisarz nie wyklucza kolejnych zatrzymań w tej sprawie.
el
