Sprawdzanie zgód TCF
poniedziałek, 6 maja, 2024

Czarownice z Doruchowa. Ostatni proces o czary w Polsce

15 sierpnia 1775 roku, czyli 248 lat temu w Doruchowie w powiecie ostrzeszowskim odbył się ostatni w Polsce proces o czary. Torturowano, a później skazano i spalono wówczas 14 kobiet. Przypomina o nich drewniany krzyż ustawiony na Wzgórzu Czarownic przy drodze z Doruchowa do Kępna.

Zaczęło się od pani Stokowskiej, właścicielki Doruchowa, której podczas łuskania słonecznika łuska wbiła się pod paznokieć, powodując zakażenie. W tym samym czasie na jej głowie utworzył się też kołtun, który był efektem niechęci do mycia i czesania włosów. Sprowadzony z Poznania lekarz zapewne zaradziłby i jednemu, i drugiemu, ale pan Stokowski nie zamierzał wydawać tak dużych pieniędzy na leczenie żony i postanowił zadowolić się znacznie tańszą znachorką z sąsiedniej wsi. A ta od razu stwierdziła, że i spuchnięty palec, i kołtun to efekt uroku, który ktoś rzucił na panią Stokowską.

Polskie Salem

Wtedy się zaczęło polowanie na czarownice – to dlatego Doruchów często nazywa się “polskim Salem”. Znachorka, uchodząca za nawiedzoną przez diabła i widocznie dlatego bardziej wiarygodna, wskazała najpierw niejaką Dobrą, mieszkankę Doruchowa. Dlaczego akurat ją? Kobieta była pracowita i zaradna, a jej mąż nie pił. Nic więc dziwnego, że żyli dostatnio w ładnym domu, mieli dobre plony i tego im zazdrościła cała okolica. W dodatku Dobra i jej mąż byli skłóceni z dworem.

To wystarczyło, by Dobrą oskarżyć o czary i diabelską pomoc w gospodarstwie. Jednak to był dopiero początek, bo przecież sama nigdy by się nie odważyła rzucić uroku na jaśnie panią. Musiała więc mieć wspólniczki i te także należało znaleźć. Państwo Stokowscy wysłali więc na przeszpiegi na wieś służbę, by zebrała wiejskie plotki – kobiety w tym celu udały się w niedzielę na plac przed kościołem, a mężczyźni do karczmy. Na podstawie zebranych przez nich informacji ustalono listę kolejnych czarownic.

Poza Dobrą, którą wezwano do dworu i uwięziono w piwnicy spichlerza, przemianowanego na tymczasowy areszt, za czarownicę uznano także wdowę Jadwigę. Kobieta zamiast przymierać głodem bez męża, jak to zazwyczaj z wdowami bywało, wzięła się do pracy i uprawiała swoją ziemię z pomocą dzieci, więc powodziło się jej nieźle. To oczywiście we wsi się nie podobało i świadczyło o diabelskiej pomocy. Trzecią podejrzaną była upośledzona dziewczyna zwana Myszowatą, która wynajmowała się do różnych prac w gospodarstwach, za co płacono jej grosze – tu wystarczył fakt, że mimo niewielkich zarobków nie wyglądała na zagłodzoną. Co prawda niektórzy mówili, że to dzięki oddawaniu się gospodarzom w krzakach za miskę strawy, a nie diabelskiej pomocy, ale ten argument raczej pogorszył niż poprawił sytuację dziewczyny.

Zeznania Anieli i próba wody

Źródłem większości informacji była jednooka żebraczka Aniela. Powszechnie uważano, że nocami staje się wilkołakiem i krąży po wsi, więc mogła widzieć i wiedzieć więcej niż inni. Za zeznania, dzięki którym za czarownice uznano 14 kobiet, 7 z Doruchowa i 7 z pobliskiej Przytocznicy, dostała butelkę wódki…

Wszystkie kobiety aresztowano i zamknięto w spichlerzu, a następnie przeprowadzono próbę wody. Polegała ona na wrzuceniu podejrzanych kobiet do wody, bo zgodnie z powszechnym wówczas mniemaniem czarownice nie tonęły. Tylko niewinne kobiety od razu szły pod wodę. Jednak jedyną dostępną wodą w Doruchowie był niewielki i płytki staw. Nigdy nie było w nim dużo wody, a w połowie sierpnia było jej zaledwie do kolan, więc kobiety nawet się nie mogły zamoczyć. Ale dziedzic Stokowski uznał, że skoro nie utonęły, to dowodzi ich winy i nakazał budowę stosu, na którym miały spłonąć.

Stos był okazały i przygotowany profesjonalnie, jako że Stokowski sprowadził specjalistów z Kalisza, by go wybudowali – mieszkańcy szeptali, że gdyby nie oszczędzał na lekarzu z Poznania, nie musiałby płacić specjalistom od stosów z Kalisza… Sporo osób było przeciwnych paleniu kobiet, nie uważało ich za winne, a na czele protestujących stanął ksiądz proboszcz Józef Możdżanowski, który, powołując się na instrukcję dla biskupów twierdził, że nie ma żadnych czarów, są natomiast iluzje, będące efektem głodu, choroby albo pijaństwa.

W odpowiedzi pan Stokowski przywołał słynny “Młot na czarownice” z 1487 r. Ksiądz, widząc, że nic nie wskóra, postanowił pojechać do króla Stanisława Augusta i prosić go o interwencję. Dziedzicowi pomysł księdza bardzo się nie spodobał – król mógł zakazać spalenia czarownic i nakazać przeprowadzenie prawdziwego procesu, a wtedy oskarżenia na podstawie plotek w żaden sposób by się nie utrzymały. Dlatego sprowadził sędziów i katów z pobliskiego Grabowa i urządził izbę tortur w domu podstarościego, gdzie pracownicy wymiaru sprawiedliwości urzędowali.

Tortury i spalenie na stosie

W praktyce wyglądało to tak, że sędziowie pili, a kaci torturowali kobiety, używając tzw. łoża boleści, czyli wyciągarki służącej do wyłamywania ze stawów rąk i nóg. Torturowany leżał wówczas na desce nabitej gwoździami, które mu rozdzierały skórę na plecach podczas rozciągania… Nic dziwnego, że kobiety wyły z bólu – i to wycie uznano za przyznanie się do winy, czyli do rzucenia czarów na dziedziczkę oraz spotykania się na orgiach z diabłami na “łysej górze”, czyli niewielkim wzgórku z ogromnym kamieniem. Zeznań nie spisywano, bo sędziowie nie uznali, by była taka potrzeba – i skazali 14 kobiet na spalenie żywcem na stosie.

Nie wszystkie go doczekały – trzy wcześniej zmarły wskutek tortur. Zmarłym w dniu kaźni, czyli 15 sierpnia, ucięto głowy i rzucono razem z ciałami do przygotowanego dołu. Pozostałe kobiety spalono, choć nie było to łatwe ze względu na protesty mieszkańców, którym udało się nawet raz uniemożliwić przeprowadzenie kaźni.

Jednak Stokowskiemu spalenie 14 kobiet najwyraźniej nie wystarczyło. Następnego dnia pod jeszcze dymiący stos przyciągnięto trzy córki spalonych kobiet i oskarżono o współudział w zbrodniach matek, wymierzając im karę chłosty. Jedna po niej zmarła, dwie straciły zmysły…

To było ostatnie spalenie czarownic w Polsce – zimą 1776 roku Sejm RP uchwalił zniesienie tortur i zabronił karania za czary. Dziś tę tragedię upamiętnia prosty, drewniany krzyż ustawiony na pagórku nazwanym Wzgórzem Czarownic, przy drodze z Doruchowa do Kępna.

Źródło: Rzeczpospolita
Strona głównaWielkopolskaCzarownice z Doruchowa. Ostatni proces o czary w Polsce