czwartek, 28 marca, 2024

Poznań: Wojna na plakaty wyborcze. “Brak świadomości naszych potencjalnych parlamentarzystów”

Zaklejenie tablicy tak, żeby już nikt inny się nie zmieścił? Zerwanie plakatów konkurencji? Kandydaci na posłów i ich sztaby nie cofną się przed niczym, by dotrzeć do wyborców. Co tam etyka i dobre obyczaje!

Do zrywania plakatów papierowych z miejskich tablic w zasadzie jesteśmy przyzwyczajeni. To już niestety standard przed każdymi wyborami w całym mieście. Podobno swego czasu po Poznaniu kursowały bojówki przynależne do poszczególnych klubów, które systematycznie albo zrywały, albo niszczyły plakaty konkurencji.

To się nadal zdarza – i Anna Wachowska -Kucharska, poznańska kandydatka Lewicy, przekonała się o tym, znajdując swój banner powieszony w Murowanej Goślinie rozcięty na pół i zrzucony na ziemię. Na tym samym miejscu wisiał natomiast banner Tadeusza Zyska z PiS. Nie da się ukryć, że jego sztab wyborczy nie wykazał się profesjonalizmem wieszając banner w tym miejscu, nad rozciętym bannerem Anny Wachowskiej-Kucharskiej. Bo co sobie pomyśli przeciętny odbiorca widząc taki obrazek? W najgorszym razie – że sztab prawicy pozbył się materiałów jednej lewicowej kandydatki, a w najlepszym razie – że perfidnie wykorzystał atak nieznanego wandala, by wykorzystać okazję i powiesić swój banner w dobrym miejscu. Naprawdę chodzi o wysyłanie takich komunikatów do potencjalnych wyborców?

Przypadków niszczenia bannerów jest zawsze mniej, zapewne dlatego, że po prostu taki banner trudniej zniszczyć, zwłaszcza jeśli jest duży. Ale i z papierowymi plakatami bojówkarze mają niełatwe życie, ponieważ kandydaci, nauczeni doświadczeniem lat poprzednich, nie szczędzą kleju i przytwierdzają plakaty do tablic tak mocno, że trudno je zerwać.

Ale i na to już jest sposób – wystarczy rozwiesić swoje ulotki czy plakaty szybciej niż konkurencja i zakleić nimi całą powierzchnię. Albo chociaż tyle, żeby nikt inny już nic nie dowiesił. Że metoda ta jest bardzo popularna – przekonała się Agnieszka Ziółkowska, poznańska kandydatka Lewicy do sejmu. Na większości tablic, na których chciała powiesić swój jeden plakat, już nie było miejsc. Ale nie dlatego, że tylu kandydatów chciało się anonsować na tej samej tablicy. Nie, jeden kandydat albo jedna kandydatka powiesili z radosną rozrzutnością swój portret na samym środku, nie przejmując się tym, że nikt inny już się nie zmieści.
– Można odnieść wrażenie, że jest to działanie celowe dążące do wyeliminowania kandydatów innych ugrupowań i tym samym ma wpływ na wynik wyborów – mówi wprost Maria Bąk-Ziółkowska, matka Agnieszki.

Oczywiście, można powiedzieć, kto pierwszy – ten lepszy, nie bez powodu okres przed wyborami nazywa się walką wyborczą. Ale zastanówmy się chwilę: czy takie postępowanie dobrze świadczy o kandydacie? O jego kulturze – na pewno nie. O umiejętności współpracy i dostrzeganiu potrzeb innych – również nie. Z pewnością świadczy o tupecie kandydata, nie liczeniu się z innymi, no i pewnej krótkowzroczności. Bo jak inaczej nazwać wchodzenie w konflikt z kimś, kto może być niedługo kolegą-posłem albo koleżanką-posłanką? Dość trudno będzie przy takim starcie o życzliwą i pełną zaufania współpracę. No i czy na pewno takich cech chcemy u naszego reprezentancie w sejmie?

Dobrze o kandydacie – wbrew temu, co on sam o tym sądzi – nie świadczy wieszanie swoich banerów i plakatów dosłownie wszędzie, gdzie to możliwe, a czasami gdy niemożliwe – też. Nadmiar informacji powoduje, że odbiorca przestaje je odbierać, a nawet zauważać, o czym wiedzą wszyscy dobrzy marketingowcy – chociaż, sądząc po ilości banerów, ci polityczni jeszcze nie. A warto byłoby chociażby zapoznać się ze znaczeniem terminu “banner blindness”. poza tym zawsze w ferworze owej walki przedwyborczej może się zdarzyć, że banner zawiśnie bez zgody właściciela ogrodzenia albo zarządcy drogi – i jak to świadczy o profesjonalizmie kandydata? Chce współrządzić całą Polską, ale banner wiesza niezgodnie z prawem? Nie umie czy nie wie? Tak czy tak to znaczy, że ambicje i apetyty ma większe niż kompetencje.

Najgorsze jednak w tym wszystkim wcale nie jest zrywanie plakatów czy uniemożliwianie innym kandydatom powieszenie swoich. Najgorszy jest ten brak świadomości naszych potencjalnych parlamentarzystów, co oni w ten sposób przekazują o sobie. O swoim poziomie intelektualnym, moralnym, empatii i zwyczajnie – kulturze osobistej.

Miejmy nadzieję, że wyborcy wykażą się tą świadomością. To nie jest trudne. Wystarczy popatrzeć na plakaty.

Lilia Łada, fot. M.Bąk-Ziółkowska, A. Wachowska-Kucharska, L. Łada

Strona głównaPoznańPoznań: Wojna na plakaty wyborcze. "Brak świadomości naszych potencjalnych parlamentarzystów"