Sprawdzanie zgód TCF
piątek, 26 kwietnia, 2024

Poznań: V Szanty nad Wartą, czyli jak Mechanicy Szanty naprawili słońce

Po tej edycji Szant nad Wartą nie ma już najmniejszej wątpliwości: Poznań ma kolejny interesujący festiwal na bardzo dobrym poziomie. I znajdą tam muzykę dla siebie także ci, którzy za szantami nie przepadają.

Piątą edycję festiwalu, który odbywał się – jakżeby inaczej – w Starym Porcie, rozpoczął Kamil Badzioch, wprowadzając klimat nie tylko szant, ale piosenki żeglarskiej, która w jego wykonaniu ma dużo wspólnego z poezją śpiewaną. Dobry głos, dobry repertuar i pełen profesjonalizm muzyczny – a potem było już tylko lepiej.
Kamila Badziocha na scenie zmieniły Węże z Poligonu, Wielkopolanie z Piły, którzy fantastycznie grają i śpiewają piosenki żeglarskie z irlandzkim pazurem.

Kolejny wykonawca, Olo Sienkiewicz, obdarzony świetnie ustawionym, dobrym głosem, wprowadził klimat lekkiej nostalgii i zadumy, a szczególnie przyciągały uwagę niebanalne teksty jego piosenek. Fantastycznym poczuciem humoru i piosenkami zachwyciła Marta Śliwa, również Wielkopolanka, która podczas tego koncertu wystąpiła w towarzystwie dwóch gitarzystów. Jej utwory były tak sugestywne, że aż chciało się pobiec do portu, wejść na pokład jakiejkolwiek łodzi i wyruszyć w nieznane…

Jakub Paluszkiewicz, poznaniak, zaprezentował doskonałą formę i bardzo ciekawy repertuar, nie tyle szantowy, co oscylujący w okolicach szant i piosenki żeglarskiej. Dzięki temu jego koncert był niejako dopełnieniem pozostałych występów, a także oryginalnym, nowatorskim i chwilami nieco przekornym spojrzeniem na tematykę morską. Warte posłuchania i zastanowienia.

Flash Creep to oczywiście klasa sama w sobie, czemu dali wyraz podczas swojego poznańskiego koncertu. Swingowy sznyt i jazzowy pazur, świetne głosy, no i niesamowite poczucie humoru zwłaszcza gdy coś nie grało – wszystko to z ich występu tworzyło niezapomnianą całość i nic dziwnego, że publiczność nie chciała ich wypuścić ze sceny. Wydawało się, że już nie może być lepiej.

Ale tak się wydawało do momentu, gdy na scenę wyszli Mechanicy Szanty. Ich energia, witalność i doskonale zgrane głosy nieomal rozniosły scenę i naprawdę trudno było uwierzyć, że występują na scenie już 35 lat! Ich profesjonalizm jest niesamowity – rzadko się zdarza, by zespołu równie dobrze w sensie technicznym słuchało się na żywo co na płycie – no, ale to w końcu Mechanicy… Zespół zaśpiewał wszystkie ukochane przeboje, od “Paddy Works on the Railway”, “Herzogin Cecille” i “Sześć błota stóp” po “Maringo” i “Płyńmy w dół do starej Maui”, a publiczność śpiewała razem z muzykami i nawet tańczyła. Podczas koncertu Mechaników Szanty wyszło też słońce, co było widocznym dowodem na to, że dobra muzyka może wszystko, nawet naprawić pogodę. Publiczność nie chciała muzyków wypuścić ze sceny – musieli obiecać, że wkrótce przyjadą do Poznania na kolejny koncert. Ta godzina upłynęła niepostrzeżenie i pozostawiła publiczność z poważnym niedosytem Mechaników Szanty.

Festiwal wypadł naprawdę doskonale, a pomysł, by prezentować nie tylko klasykę szantową, ale i inne spojrzenie na piosenkę żeglarską czy o tematyce morskiej – po raz kolejny sprawdził się w stu procentach. A ponieważ był to już piąty festiwal Szanty nad Wartą – można więc z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że ma kolejną, interesującą imprezę, którą może się chwalić i którą powinno rozwijać.

Lilia Łada, fot. Sławek Wąchała, Lilia Łada

Strona głównaKulturaPoznań: V Szanty nad Wartą, czyli jak Mechanicy Szanty naprawili słońce