Tygrysy, które dość niespodziewanie trafiły do Poznania są w coraz lepszej formie. Zachowują się spokojniej i powoli odzyskują siły.
Zwierzęta miały trafić do jednego z cyrków na terenie Rosji, ale ze względów formalnych zostały zatrzymane na granicy polsko – białoruskiej. Tam spędziły kilka dni w fatalnych warunkach, zamknięte w ciasnych klatkach, bez dostępu do odpowiedniego pożywienia. “Chude, odwodnione, z zapadniętymi oczami, futra obklejone odchodami, odparzenia od moczu, w totalnym stresie, bez woli i chęci do życia. Pokrzywione grzbiety, straszliwy smród w aucie. Skrzywdzone, cierpiące i upodlone” – tak opisywała ich stan Małgorzata Chodyła, rzecznika prasowa poznańskiego ogrodu.
Na szczęście, z każdym kolejnym dniem, tygrysy wyglądają coraz lepiej. – Wszystkie tygrysy były bardzo odwodnione z uwagi na warunki, w jakich były przewożone i trzymane przez kilka dni – tłumaczył w rozmowie z RMF FM, Jarosław Przybylski, weterynarz poznańskiego zoo. – Zwierzęta będą dochodziły do pełni sił przez kilka, kilkanaście dni. Są wychudzone, mają atrofię mięśniową, z uwagi na to, że były trzymane w złych warunkach przed transportem, w małych klatkach. Mają po prostu zanik mięśni. Potrzebują ruchu i odpowiedniego żywienia.
Poznański tygrysy mają już imiona. Softi, Gogh, Kan, Merida Waleczna, Aqua, Toth i Samson – tak zdecydowali się nazwać swoich podopiecznych pracownicy zoo. Niestety kilka ze zwierząt okazuje oznaki depresji, ale pracownicy zoo starają się zachować optymizm.
Źródło: RMF FM / FB zoo Poznań