Sprawdzanie zgód TCF
środa, 24 kwietnia, 2024

Poznań: Lokatorka ze zlicytowanego mieszkania wróciła do domu. Ale na jak długo?

Lokatorka z osiedla Kopernika, którą nowy właściciel lokalu wyrzucił na ulicę wraz z dziećmi, wróciła do mieszkania dzięki akcji społeczników. Sam właściciel będzie miał postawione zarzuty. To nie znaczy jednak, że problem został rozwiązany.

Przypomnijmy: pani Magda, lokatorka jednego z mieszkań na osiedlu Kopernika została wyrzucona z lokalu przez nowego właściciela, który kupił je na licytacji komorniczej. Rodzice lokatorki popadli w długi i nie zdążyli ich spłacić – dlatego mieszkanie poszło na sprzedaż na poczet długów.

Nowy właściciel zdawał sobie sprawę z tego, że kupił mieszkanie po okazyjnej cenie dlatego, że było z lokatorami: panią Magdą i jej dwójką dzieci. Zgodnie z prawem kobieta musi się teraz z lokalu wyprowadzić, jednak musi to być załatwione formalnie, a termin jej wyprowadzki musi wyznaczyć komornik, który w tej sytuacji jest wykonawcą wyroku sądowego. Zgodnie z ostatnią nowelizacją ustawy o ochronie praw lokatorów komornik ma też obowiązek zorientowania się, czy lokatorka ma się dokąd przeprowadzić i w przypadku takiej konieczności – zapewnić jej lokal zastępczy. W tym konkretnym przypadku taka konieczność zaistniała, ponieważ oprócz pani Magdy miały być też eksmitowane jej małoletnie dzieci.

Zazwyczaj takim osobom lokal zastępczy proponuje gmina, w tym przypadku miasto . Zgodnie z prawem w takim przypadku osoba czekająca na lokal socjalny pozostaje w tym lokalu, z którego ją eksmitowano, aż do czasu przekazania jej lokalu socjalnego. A to może trwać całe lata, skoro gmina takich lokali nie posiada – a jak wiadomo, Poznań z brakiem lokali socjalnych boryka się od bardzo dawna.

I to najprawdopodobniej nie spodobało się nowemu właścicielowi mieszkania, bo aż czterokrotnie usiłował wejść siłą do lokalu. Dotąd wszystkie próby były nieudane – za każdym razem interweniowała policja, która nie pozwalała na siłowe przejęcie mieszkania i informowała właściciela, co powinien zrobić, żeby lokatorka się wyprowadziła.

Mężczyźnie jednak postępowanie zgodnie z prawem nie wydało się atrakcyjne, wykorzystał więc czas w poniedziałek, gdy pani Magda była w pracy, a jej dzieci w szkole, wszedł do mieszkania, wymienił zamki i zabarykadował się w nim z dwoma kolegami. Kobieta, gdy wróciła z pracy, zastała zamknięte i zabarykadowane drzwi, a przed nimi dzieci, psa i dwa koty. Właściciel mieszkania nikogo nie wpuścił do środka, nie reagował też na próby mediacji ze strony obecnych na miejscu działaczy Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów, którzy poinformowali go, że przejęcie lokalu odbyło się niezgodnie z prawem, bo bez asysty komornika.

Wezwano policję, a społecznicy próbowali sforsować drzwi, jednak ze względu na ciszę nocną postanowili poczekać do rana. Pani Magda ze zwierzętami i starszym synem spędziła noc na schodach razem ze społecznikami. Rano działacze Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów przecięli drzwi i weszli do mieszkania. Na miejscu pojawił się też patrol policji, który jednak nic nie zrobił, jedynie wylegitymował wszystkich obecnych, łącznie z Magdaleną Górską, pełnomocniczką prezydenta Poznania do spraw lokatorskich.

Gdy społecznicy weszli do środka, zobaczyli kompletnie zdemolowane mieszkanie. Meble i książki pani Magdy posłużyły za elementy barykady znajdującej się tuż za drzwiami wejściowymi. W środku znajdowali się trzej mężczyźni, którzy zostali zatrzymani przez policję. Właściciel usłyszy zarzuty za uniemożliwienie lokatorce korzystania z mieszkania i zajęcie go niezgodnie z prawem, a zapewne także za zniszczenie jej mienia.

Wszystkie zniszczenia zostały udokumentowane przez policyjnych techników, którzy zbadali wnętrze po otwarciu drzwi. Później do mieszkania mogła wrócić pani Magda i jej dzieci. Jednak zdaniem i społeczników, i pełnomocnik prezydenta Poznania, lokal w tym stanie nie nadaje się do zamieszkania – zniszczone zostały także łózka i rodzina nie ma gdzie położyć się spać. Magdalena Górska zadeklarowała, że miasto poszuka tymczasowego lokalu dla kobiety.

Zdaniem Magdaleny Górskiej ta sytuacja nie musiała trwać aż 18 godzin i powinna się zakończyć dużo wcześniej, oszczędzając lokatorce i jej dzieciom ogromnego stresu i konieczności nocowania na klatce schodowej. A zakończyłaby się, gdyby policja od razu podjęła odpowiednie, zgodne z prawem działania. tego samego zdania są także społecznicy z WSL. Tymczasem policja ograniczyła się do legitymowania obecnych, bo… nie mieli zgody prokuratora na działania siłowe, a jedynie na asystę dla lokatorki i osób jej towarzyszących. Dopiero gdy społecznicy sforsowali drzwi, policjanci zatrzymali sprawców całej afery, czyli właściciela mieszkania i jego kolegów.

Jednak tak jak można mieć zastrzeżenia do działań policji, a raczej prokuratury, bo to ona w tym przypadku wydawała rozkazy – tak samo można je mieć do służb prezydenta. Skoro kobieta, którą właśnie wyrzucono z dziećmi z mieszkania, musiała spędzić noc na klatce schodowej, bo nikt nie wymyślił dla niej lepszego rozwiązania – to po co nam takie instytucje jak Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie i pełnomocnik do spraw lokatorów? Przecież, jak się okazało, ani rodzina, ani lokatorzy nie mogą liczyć na ich pomoc dokładnie wtedy, gdy tej pomocy najbardziej potrzebują.

Oczywiście, to była nagła i niespodziewana sytuacja. Ale to właśnie w takich sytuacjach pomoc jest najbardziej potrzebna.  Nie sztuką jest pomagać, gdy problemy są niewielkie, a na pomoc – dużo czasu.  Jakość pomocy i jakość służb, które powinny ją obywatelowi zaoferować, widać właśnie w takich nagłych sytuacjach.

Lilia Łada, KMP

Strona głównaPoznańPoznań: Lokatorka ze zlicytowanego mieszkania wróciła do domu. Ale na jak długo?