Sprawdzanie zgód TCF
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

Poznań: Gemela na Świerczewie. I co? I nic!

“Dzikie parkingi, tiry i lawety, a zamiast trawnika piach i muldy” – napisała do nas pani Daria ze Świerczewa. A chodzi o działki, które bardziej przypominają dzikie wysypiska śmieci i równie dzikie parkingi. I co ciekawe – należą do miasta.

Pani Daria (imię zmieniona na prośbę mieszkanki), żeby nie być gołosłowną, przesłała nam zdjęcia terenów, o które jej chodzi: jeden znajduje się przy skrzyżowaniu Kwiatkowskiego i Kołłątaja, a drugi – Kwiatkowskiego i Pietrusińskiego. Oba w zamierzchłej przeszłości były zapewne zieleńcami – zapewne, bo teraz po tej zieleni mało co zostało. Rozjechały ją samochody, które z obu skwerów zrobiły sobie dziki parking. Gdzieniegdzie można też spotkać tira, wrak lub gustownie zakomponowaną w krzakach stertę śmieci.

Pani Daria próbuje z tym walczyć, ale bezskutecznie i brakuje jej już sił.
– Wyrastają nam tutaj jak grzyby po deszczu dzikie parkingi ,tiry, lawety i autokary – wylicza z oburzeniem. – Niedaleko mojego domu kiedyś był piękny szeroki trawnik. Teraz to jest piaskownica z muldami!

To nie jedyny problem tej okolicy. Nie ma tu ławek, koszty na śmieci, żadnej infrastruktury. To nie jest część Świerczewa, którą można się pochwalić. Zadziwia jednak fakt, że nikt specjalnie się tym nie przejmuje. Pani Daria pisała do władz miasta, do rady osiedla prosząc o zrobienie porządku z tym miejscem. Nikt jej nawet nie odpisał.

Co ciekawe, teren nie jest bezpański. Na pewno nie chodzi też o to, że jest problem ze znalezieniem właściciela. Właścicielem jest bowiem miasto . I to ono toleruje śmieci, wraki, tiry i nielegalny parking na swoim terenie.

– Sprawa pierwsza jest znana strażnikowi rejonowemu Referatu Wilda – przyznaje Przemysław Piwecki, rzecznik prasowy straży miejskiej w Poznaniu. – Kodeks Wykroczeń, w art. 144, określa kary za niszczenie zieleni – to tak potocznie można określić. Oczywiście samochód zaparkowany na trawniku jest formą niszczenia zieleni.

Tylko że z terenami dzikich parkingów jest pewien problem: żaden z nich nie jest terenem zielonym, czyli miejscem z określonymi, pielęgnowanymi nasadzeniami, przeznaczonym do wypoczynku i rekreacji, posiadającym walory estetyczne. Nie można więc wlepić mandatu kierowcy za zniszczenie zieleni, bo oficjalnie jej tam nie ma.
– Są to nieużytki, nie ma tam zieleni uporządkowanej, a teren nie ma przeznaczenia jako trawnik, zieleniec itp. – wyjaśnia Przemysław Piwecki. – W jednym z takich miejsc są plany inwestycyjne pod zabudowę, ale to ponoć bajka przyszłości.

Co gorsza, tereny te właściwie nie mają określonej jednostki zarządzającej (np. ZZM, ZDM, rada osiedla itp.), a skoro nie ma zarządcy, nie ma też komu dbać o porządek i ścigać nielegalnie parkujących kierowców. Strażnicy miejscy wiedzą o tym najlepiej, bo ilekroć sprawa z takim parkowaniem trafiała do sądu – kończyła się odmową wszczęcia postępowania. Bo jakie nielegalne parkowanie, skoro nie ma zakazu parkowania, a teren nie ma żadnego innego przeznaczenia? Jedynie od czasu do czasu, zazwyczaj po interwencji straży miejskiej, teren jest sprzątany na zlecenie Wydziału Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta Poznania.

Co jednak na to Rada Osiedla Świerczewo? Dlaczego nie zadba o ten teren, nie namówi mieszkańców, by w tym pomogli. Nie wiemy, ponieważ na pytanie wysłane do rady nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Jednak sprawę, przynajmniej częściowo, wyjaśniła pani Daria.
– Próbowałam namówić sąsiadów do wspólnego uporządkowania tego terenu, ale tylko się oburzyli – mówi. – Bo to także ich samochody tam stoją. Mają po trzy auta i to jest dla nich ważne, a nie żadna tam zieleń. To, co jest za ich płotem, już ich nie interesuje. Tu nawet nie ma kogo zarazić ideą, aby cokolwiek zrobić.

I to wiele wyjaśnia: działki na Świerczewie nie są zbyt duże, więc jak ktoś ma więcej niż jedno auto, to już mu się nie zmieści na terenie posesji. W okolicy jest zresztą także kilka firm transportowych z całkiem sporą flotą aut – i bez parkingu. Nic dziwnego, że ich właściciele rozjechali wszystkie zielone miejsca w okolicy, zwłaszcza że nic im za to nie grozi.

– Sprzątam po psie i nawet nie mam gdzie worka wyrzucić, bo nie ma koszy na śmieci, muszę nieść przez pół osiedla i wyrzucam u siebie – opowiada pani Daria. – Tu leżą na poboczach całe sterty śmieci. Butelki i puszki zbierają biedni ludzie, ale reszta zostaje i nikomu to nie przeszkadza. Wiem, że nie ma pieniędzy, ale gdyby chociaż postawić słupki, żeby nie rozjeżdżali chodnika.

Marzeniem pani Darii jest stworzenie w tym miejscu placu zabaw z ławkami i może siłownią na wolnym powietrzu. Bo tak naprawdę to na Świerczewie nie ma wielu takich miejsc, a dzieci potrzebują placów zabaw. Trudno bawić się z kilkorgiem kolegów i koleżanek przed domem na działce o powierzchni 50 metrów kwadratowych.

Ale nie ma złudzeń, że coś się uda zmienić, bo przykład idzie z góry. A góra, czyli władze Poznania i rada osiedla nawet nie odpowiedziały na żaden list pani Darii w tej sprawie. To znaczy, że dla nich ten teren też nie ma znaczenia, więc można go sobie rozjeżdżać do woli.

Dlaczego teren, który najwyraźniej miastu nie jest do niczego potrzebny, nie został sprzedany? Lokalizacja dla dewelopera niezwykle atrakcyjna i działki mogłyby osiągnąć atrakcyjną cenę, a miasto akurat z powodu pandemii nie narzeka na nadmiar pieniędzy. Najwyraźniej jednak dziki parking z nieznanych powodów władzom miasta bardziej się podoba niż, powiedzmy, szereg domów jednorodzinnych.

Lilia Łada

Strona głównaPoznańPoznań: Gemela na Świerczewie. I co? I nic!