Lech Poznań w mało emocjonującym spotkaniu pokonał 2:0 Zagłębie Lubin. Był to pierwszy ligowy mecz Mariusza Rumaka po ponownym objęciu “Kolejorza”.
Trudno było sobie wymarzyć lepszy początek meczu. Już w 3′ minucie Ba Loua wykorzystał błąd rywala i przejął piłkę w polu karnym gości. Następnie pomocnik “Kolejorza” świetnie dograł do nadbiegającego Filipa Szymczaka, który dopełnił formalności.
To był koniec dobrych wiadomości w pierwszej połowie. Lech po objęciu prowadzenia znowu się cofnął, a Zagłębie przejęło inicjatywę. Co gorsza, po jednym ze starć odnowiła się kontuzja barku Ba Loua, który był zmuszony zejść z boiska (jeszcze nie wiadomo, jak długo będzie musiał pauzować).
Nie wiem, co powiedział Mariusz Rumak w przerwie piłkarzom, ale druga połowa wyglądała już zdecydowanie lepiej. Ciągle nie był to “Kolejorz” o którym większość kibiców marzy, ale gospodarze stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji do zdobycia bramki i ostatecznie podwyższyli swoje prowadzenie. Autorem drugiej i, jak się okazało, ostatniej bramki był Rafał Murawski, po uderzeniu z dystansu.
A Zagłębie? Goście kilka razy zagrozili bramce Mrozka, ale naprawdę dobrą sytuację mieli tylko jedną. Pieńko po jednym z kontrataków znalazł się w sytuacji “sam na sam” z bramkarzem “Kolejorza” – jego uderzenie przeleciało jednak minimalnie obok słupka bramki.
W kolejnej kolejce lechitów czeka wyjazd do Białegostoku i spotkanie z Jagiellonią.