Lech Poznań skromnie wygrał w Płocku z Wisłą 0:1. I chociaż lechici mogą się cieszyć z trzech punktów, to fanów niepokoić może styl w jakim to osiągnęli.
Poznaniacy mieli doskonałą motywację do wygranej – grający w piątek Raków Częstochowa, który jest pierwszy w ligowej tabeli, tylko zremisował ze Stalą Mielec 0:0. Oznaczało to doskonałą szansę dla piłkarzy Johna van der Broma, żeby zmniejszyć dystans dzielący zespoły z Częstochowy i Poznania.
Zadanie jednak nie było łatwe – rywalem Lecha była Wisła Płock. Gospodarze mieli doskonały początek sezonu (ograli między innymi Lecha w Poznaniu 1:3), potem jednak przyszły gorsze chwile i obecnie znajdują się w środku tabeli. Cały czas uchodzą natomiast za groźnego rywala.
Oba zespoły od początku postawiły na ofensywną grę, przez co samo spotkanie mogło się naprawdę pokonać. Pierwszą (i jak się później okazało jedyną) bramkę zdobył Lech. Radosław Murawski świetnie wyprzedził rywala, przejął piłkę, wpadł w pole karne i perfekcyjnym uderzeniem wyprowadził „Kolejorza” na prowadzenie!
Wisła rzuciła się do odrabiania strat, a lechici z minuty na minutę wyglądali na boisku coraz gorzej. Gospodarze powinni zdobyć minimum jedną bramkę, ale za każdym razem powstrzymywał ich albo Filip Bednarek, lub brak skuteczności. Od 71′ minuty Lech miał jeszcze łatwiej – czerwoną kartkę za faul na Alanie Czerwińskim zobaczył Jakub Rzeźniczak. Nie przełożyło się to na obraz gry – atakowali głównie gospodarze, a poznaniacy starali się przeprowadzać kontrataki. Z nich jednak wiele nie wynikało.
Do końca meczu wynik już nie uległ zmianie i „Kolejorz” może się cieszyć z trzech punktów. Do prowadzącego w tabeli Rakowa Częstochowa traci ich jednak aż dziesięć.
