Tego zdania jest Wielkopolska Kurator Oświaty. Bo nauczyciela obowiązuje 40-godzinowy tydzień pracy. To co będzie robił przez te godziny, jeśli nie będzie zajęć pozalekcyjnych i wycieczek? “To, co do tej pory robiliśmy w domu i nam za to nie płacono” – odpowiadają nauczyciele.
Włoski strajk – zwany też polskim – polega na tym, że pracownicy nie przerywają pracy i nadal ją wykonują,. ale czynią to w sposób przesadnie dokładny i drobiazgowy, trzymając się wszystkich obowiązujących zasad. To bardzo często skuteczniej blokuje działanie firmy, w której pracują, niż strajk tradycyjny, polegający na odejściu od miejsc pracy. przy okazji tez pozwala pokazać wiele absurdów funkcjonujących w danym zawodzie.
I tak właśnie zamierzają protestować nauczyciele – członkowie Związku Nauczycielstwa Polskiego od 15 października. Będą wykonywać wyłącznie swoje statutowe zadania. Zajęć dodatkowych czy wycieczek nie będzie. Protest poparło prawie 230 tys. pedagogów, a to ponad 55 proc. wszystkich nauczycieli.
Radio Poznań postanowiło zapytać o opinię w tej sprawie Elżbietę Leszczyńską, Wielkopolską Kurator Oświaty w Poznaniu. Pani kurator cieszy się, że lekcje będą się odbywały, ale ma wątpliwości. Bo jej zdaniem, skoro tydzień pracy pedagoga liczy 40 godzin, 18 godzin to lekcje – to co nauczyciel będzie robił przez pozostałe 22 godziny, jeśli nie będzie prowadził dodatkowych zajęć? Powinien wykonywać swoją pracę, ale skoro nie poprowadzi kółka ani nie pojedzie na wycieczkę – to co będzie robił i jak się z tego wytłumaczy, gdy będzie chciał wynagrodzenie za te właśnie godziny? Jej zdaniem można mieć wątpliwości co do znajomości prawa wśród nauczycieli, bo przecież są przepisy, które nakładają na nich wiele wiele obowiązków. Nauczyciele powinni się więc zastanowić nad tym, czy przez udział w strajku nie stracą finansowo.
Podejście pani kurator i jej opinia prawna zdziwiła bardzo samych nauczycieli.
– Przecież kto jak kto, ale kurator powinna wiedzieć, ile pracy ma nauczyciel poza prowadzeniem lekcji i kółek, i to pracy, za którą dotąd nikt nam nie płacił – zwraca uwagę Maria, nauczycielka w jednej ze szkół pod Poznaniem. – Wymienię tylko kilka: organizacja konkursów różnego rodzaju, które się zazwyczaj odbywają w weekendy. Taki konkurs trzeba przecież przygotować, to się samo nie robi, a potem poprowadzić. Nauczyciele mają też obowiązek sporządzania sprawozdań z pracy dydaktycznej. Robimy to najczęściej w domach, wieczorami, po sprawdzeniu setek sprawdzianów, czyli tak naprawdę w naszym wolnym czasie, bo w szkole nie ma kiedy. A to praca, która naprawdę zabiera wiele godzin. No są jeszcze działania bardziej administracyjne, jak choćby inwentaryzacja sprzętu w klasach czy bibliotecznych zbiorów, bo przecież jedna bibliotekarka tego nie jest w stanie zrobić. Wiele materiałów dydaktycznych nauczyciel wykonuje samodzielnie, bo nie ma na nie pieniędzy w budżecie szkoły, papier do kserokopiarki kupuje za własne pieniądze, by odbić testy dla uczniów. I tak dalej, i tak dalej. Teraz wszystkie te zadania, które mamy w obowiązkach, będziemy wykonywać właśnie w czasie pracy. Tak jak to powinno być.
Przypomnijmy, że nauczyciele nadal walczą o podwyżki oraz o zmniejszenie biurokracji obowiązującej placówki oświatowe. Ich zdaniem podwyżki, które otrzymali, są za małe i nie mają nic wspólnego z tym, co im obiecano. ZNP zbiera też podpisy pod obywatelskim projektem ustawy, w którym nauczyciel dyplomowany miałby zagwarantowaną pensje w wysokości średniej krajowej. Po wyborach projekt trafi do Sejmu.
Radio Poznań, el