Przemysław Czechanowski, poznański naukowiec i działacz Lewicy udowodnił to dzięki… danym z raportów rocznych MPK. Jest tylko jeden warunek…
– Od wielu lat słyszymy, od pań i panów Platforma Obywatelska, że transport publiczny, to „w ogóle się nie opłaca”. Że skoro oni jako ci jedyni i prawdziwi ekspertki i eksperci od zarządzania, co to wiedzą, że „miasto to firma” tak mówią, to tak jest i kropka. Żadne tam lewackie zaklinania nie zmienią tej „Prawdy” – mówi Przemysław Czechanowski.
I przedstawia wykres przychodów i kosztów operacyjnych oraz zysku/straty netto MPK Poznań Sp. z o.o. za lata 2006 – 2018.
– Co na nim widzimy? Że MPK co do zasady jest rentownym przedsiębiorstwem i to nawet takim, które do 2011 r. zarabiało na podstawowej działalności, czyli przewożeniu tramwajami i autobusami poznanianek i poznaniaków – pokazuje naukowiec. – I że podwyżka, którą pan prezydent Ryszard Grobelny przeforsował w 2012 r. (dodajmy dla uczciwości głosami radnych z klubu Platforma Obywatelska Poznań !! ) dobiła transport publiczny w tym mieście. Przychody spadały przez 3 lata i dopiero od 2016 r zaczęły rosnąć.
Dlaczego więc sytuacja MPK dziś jest tak opłakana (w 2018 r strata wynosiła 27 mln złotych?). Odpowiedź zdaniem Czechowskiego jest prosta.
– Brak elementarnej umiejętności zarządzania mieniem wspólnym plus suburbanizacja – wyjaśnia. – Nie jest bowiem przypadkiem, że wraz z postępującą w latach 2005 – 2012 suburbanizacją aglomeracji poznańskiej spadała liczba ludności Poznania (a w raz z nią liczba klientów MPK, koszty zaś rosły). Typowo folwarczna decyzja w 2012 roku znanego z zamiłowania do takich metod prezydenta Grobelnego tylko przyspieszyła proces.
Niestety, nie pomogło tu dojście do władzy doszedł prezydent Jacek Jaśkowiak z programem odbudowy popularności zbiorkomu. Dlaczego?
– Bo wpadliśmy w pułapkę suburbanizacji – odpowiada naukowiec. – Ona powoduje, ze koszty stałe obsługi linii na coraz dalszych trasach rosną dużo szybciej od przychodów pozyskanych od pasażerów wracających do zbiorkomu. Ekonomicznie argumentacja pana prezydenta Mariusz Wiśniewski, że jak więcej zainwestujemy, to więcej zarobimy się nie spina. Zawsze tempo wzrostu kosztów będzie wyższe od tempa wzrostu przychodów co w sytuacji braku rentowności nie zostawia przestrzeni na takie decyzje. W świetle tych danych decyzja o drastycznej podwyżce jest decyzją niemądrą, która nie przyniesie innych skutków jak decyzja w 2012 r.
Przypomnijmy, że ceny wzrosły wówczas do takiego poziomu, iż spowodowały drastyczny spadek liczby pasażerów. I w efekcie w 2013 roku wpływy ze sprzedaży biletów nie wzrosły, tylko spadły, bo choć pasażerowie płacili więcej, to wielu wybrało inny środek transportu.
– W roku 2023 znowu spotkamy się z tym samym problemem rozjeżdżających się słupków w exelu z napisem przychody i koszty – podsumowuje Czechanowski. – Potrzebujemy wpierw zwiększyć liczbę użytkowników komunikacji publicznej i stopniowo, w miarę wzrostu przychodów, inwestować w poszerzenie przepustowości. To świetnie widać już na kolei, na którą Wielkopolanki i Wielkopolanie po dekadach wracają.
Przemysław Czechowski nie jest jedyną osobą, która ostrzega, że planowane podwyżki cen biletów nie dadzą tego efektu, jakiego oczekują władze miasta. Mówił o tym radny Paweł Sowa przy okazji planowanych podwyżek opłat za SPP, a także członkowie stowarzyszenia Inwestycje dla Poznania.
Założenia systemu podwyżek są już gotowe, ale projektu uchwały jeszcze nie ma – radni tematem mają się zająć w marcu, a podwyżki – o ile je uchwalą – miałyby wejść od 1 lipca. Zobaczymy, jaką decyzję podejmą radni.
el