Dostali nie tylko podwyżkę opłat za stoiska na rynku, ale muszą też płacić za koperty postojowe dla dostaw towarów, choć nie ma gwarancji, że będą wolne, a nawet za… toaletę. Kupcy znów skarżą się na warunki pracy na Rynku Łazarskim.
Remont rynku na Łazarzu, a raczej jego efekty, jest od kilkunastu miesięcy jednym z gorętszych tematów w Poznaniu. Społecznicy zwracali uwagę na to, że będzie to betonowa pustynia z ekstremalnymi temperaturami w czasie upałów, co pokazali podgrzewając tofucznicę na płycie rynku. Mieszkańcy zwracali uwagę na śliską nawierzchnię, co podczas mrozów jest niebezpieczne, przeciągi, bo hala rynku ma tylko dach, bez ścian, i mocno tam wieje, oraz dach z dziurą w środku, przez który pada deszcz albo śnieg.
Z kolei kupcy żalili się, że dostali podwyżki opłat, a warunki mają znacznie gorsze niż poprzednio, bo nie ma jak do rynku dojechać z towarem. Na Łazarzu obowiązuje strefa płatnego parkowania, więc kupcy muszą płacić za parkowanie swoich samochodów. Przed remontem nie mieli tego problemu, po prostu wjeżdżali samochodem za darmo, i to jeszcze na sam rynek, pod swój stragan.
Teraz nie jest to możliwe, bo mogą zaparkować jedynie na którejś z wyznaczonych kopert – ale one są tylko dwie, a handlujących znacznie więcej. To spory problem, bo na straganie zazwyczaj pracuje jedna osoba – czyli musi donieść towar i jednocześnie uważać na to, co dzieje się na straganie. Dlatego samochód musi stać blisko. Kupcy płacą więc za koperty wcale nie mając gwarancji, że będą mogli na niej stanąć. A to koszt 375 zł miesięcznie, jak podkreślił w rozmowie z “Faktem” jeden z kupców, Stanisław Toboła.
Ale szczytem wszystkiego jest dla nich konieczność opłat za rynkową toaletę. Nie chodzi o kwotę, bo ta nie jest wysoka, ale o to, że w końcu są w pracy. A czy w biurze jakiś urzędnik musi płacić za toaletę? Na przykład w urzędzie miasta na placu Kolegiackim?
Jednak, jak twierdzi Stanisław Toboła, rozmowy ze spółką Targowiska nie dają rezultatu. To miejska spółka i jej decyzje są zależne od decyzji władz miasta. A z kolei miejscy urzędnicy, gdy się do nich pójdzie z problemem, odsyłają do spółki Targowiska, i tak w kółko. A taki sposób działania z pewnością nie prowadzi do rozwiązania problemu.